Umieram z bólu,
ozdrowienie poszło gdzieś. Miało być o bólu, ale pisać o bólu, którego i tak
nikt nie zrozumie jest? No jakie ? Bo mogę płakać z bólu a ból i tak pozostanie
moim, własnym osobistym i dla innych niezrozumiałym. Leczenie przeciwbólowe dobieram
sobie sama a zdaje się na nic. Ostatnio czekając aż sobie pójdzie jadłam pastyleczki a one nic
a nic, w akcie desperacji zaczęłam się okładać solą i wtedy odpuściło. Ciepło,
ciepło pomaga chyba każdej osobie z EDS , którą znam. Tylko jak funkcjonować w
ciągu dnia , kiedy okrywanie ciała i ciepła kąpiel odpada? Miało nie być o bólu.
Krótka retrospekcja mojego organizmu. Co było , jest . Co będzie nie wiem.
Zacznę od góry. Nie piszę o EDS ogółem . O sobie piszę.
- głowa-wypadające włosy
-oczy-wady wzroku : astygmatyzm, jaskra, wysoka
krótkowzroczność, zaburzenia widzenia, nadwrażliwość na światło
- nos-przewlekły nieżyt nosa
-gardło- suche, częste stany zapalne, chrypka
-uszy-piski , zatykanie
-płuca –przewlekłe zapalenie oskrzeli, nieuleczalna
bakteria, wieczne odkrztuszanie , z czasem niemożność odkrztuszenia
-przełyk- problemy z połykaniem większych kawałków
-żołądek-mdłości, bóle brzucha, refluks, przepuklina rozwoju
przełykowego
- sprawy kobiece-krwotoki
-stawy- podwichnięcia
- kosmetyka itp
Jestem w stanie to
wszystko zaakceptować. A jest to pewnie tylko 1/10 wszystkich objawów. Ta choroba to przekleństwo , które muszę
zaakceptować. I znowu wracam na początek. Nie akceptuję tego bólu, nie godzę
się na niego. Jeżeli miałoby tak boleć każdego dnia nie wiem czy bym udźwignęła.
Człowiek chce wyjść z siebie ale nie
może, chce aby nie bolało a boli. Jakie są granice cierpienia? Wzbraniam się od
opioidów. Nie chcę słyszeć o morfinie. Chcę być taka dzielna i silna dla moich dzieci
a czasem czuję , że nie dam rady. A może jestem silniejsza niż to co jest we
mnie?