Dni w których umieram jest dużo. Surrealistyczne uczucie , ze już po mnie. To są te dni najgorsze, tych, których nienawidzę i których wciąż nie akceptuję. To jest tak , że próbuję wstać. Z całych sił próbuję a zmęczenie mnie kładzie, a kiedy mimo wszystko już się uda zaczyna się karuzela. Oblewają mnie poty, jest gorąco robię dzieciom śniadanie i jest zimno strasznie zimno, za chwilę znowu jest mi gorąco, pojawia się ból, myślę, że jakikolwiek by nie był byłabym go w stanie zaakceptować... Tak tylko myślę. Nie mam wyboru pomiędzy zmęczeniem a bólem. Muszę brać wszystko tak jak jest. Jeden łyka kawkę a ja łykam kawkę i cały ten genotyp co smakuje paskudnie...
I czy ktoś powiedział, żeby kredek nie temperować?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz